Do Jassów docieramy pociągiem z Gury Humurului ( z przesiadką w Suczawie), w dość ciężkim stanie... Dopadły nas "uroki" kuchni miejscowej. Niestety do naszego złego samopoczucia dołącza się deszcz, brak campingu i kosmiczne ceny hoteli (kilka razy wyższe niż te wskazywane w przewodniku). Nie jesteśmy w stanie kombinować dalszej podróży, zostajemy w najtańszym hotelu Municipal (160 L za dwójkę). Jak na złość pokój jest makabrycznie duszny i przegrzany, dodatkowo na 4 piętrze a windy nie ma...
Jassów widzimy tylko trochę. Gdy po kilku godzinach snu jesteśmy w stanie się ruszyć, na dworze już się ściemnia. Na szczęście większość zabytkowych budynków jest podświetlonych, a ulice tętnią życiem. Także mimo wszystko Jassy zapamiętamy dobrze.