Czyli zaczynamy podróż!
Po pierwsze szok. Schodzimy z promu prosto w jakieś chaotyczne targowisko. Odetchniemy gdy dojdziemy do dworca autobusowego i kolejowego.
Kawa i kantor. Zostawiamy plecaki w barze na stacji i ruszamy na eksploracje.
Autobusów do Fier już nie ma, ale będzie pociąg. Promenada w Durres rzeczywiście wygląda trochę lepiej. Ale ogólne wrażenie to brud, samowolką budowlana, nowoczesne "biurowce" wśród ruder, niedokończone gmachy...
Po południu wsiadamy w pociąg. Nie wiemy czy uda nam się dojechać do Apollonii, gdzie będziemy nocować?
Pociąg też zjawiskowy. Potłuczone szyby, brak drzwi, na 4 wagony toalety działają tylko 2. Sądząc z pozostałych obrazków i napisów skład pochodzi z Włoch...a jego wiek? Hmm, może lata 50te?
Żółwie tempo podróży urozmaica nam rozmowa ze starszym małżeństwem z Vlory, nieco analfabetyczną mieszanką rosyjskiego i włoskiego.