O 13.30 odpływamy z Tulczy statkiem pasażerskim Navrom do Sf. Georgu. Ten statek (podobnie jak przyspieszony katamaran Navromu) kursuje tylko kilka razy w tygodniu. Codziennie za to pływa ekspresowy i najdroższy Ponton Hera, często brakuje na nim miejsc, bilety można zarezerwować wcześniej, telefonicznie. Podróż trwa 4,5 godziny. Krajobraz delty Dunaju widziany ze statku pasażerskiego jest jednak nieco monotonny. Ale wszystkie trudy podróży wynagradza miejscowość docelowa.
Sf. G. wygląda tak jakby czas zatrzymał się 200 lat temu. Chaty kryte strzechą, ani kawałka asfaltu, brak samochodów (nie dociera tu żadna droga), taksówki to wozy zaprzęgnięte w konie i woły...pięknie! Wśród tej starości gdzieniegdzie pojawiają się nowe wille i "ośrodki turystyczne", w tym świetny camping na którym się zatrzymujemy. Za płotem rozciągają się rozlewiska i krążące po nich stada krów, koni i wszelkiej maści ptactwa. Plaża jest przepiękna, czysta i niezatłoczona. Decyzja jest oczywista - zostajemy na dwa dni. Dla chętnych - zwiedzanie umocnień (po drodze na plaże) i wycieczki łódkami po delcie Dunaju (trzeba pytać w okolicy portu).
Szybko też zrozumieliśmy dlaczego wszyscy nas pytali czy mamy coś na komary - wieczorem bez tego nie da się tu przeżyć, najgorsza jest droga z plaży co wsi...